top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoraLily

Będzie mi brakować…- Małe Światy Bogny Becker

Zaktualizowano: 16 kwi 2018

Małe światy pod osłoną szklanych kloszy – wystawa Bogny Becker w Muzeum Manggha w Krakowie. Tekst opublikowany w sprawozdaniu z działalności muzeum w 2016


Będzie mi brakować Pani wystawy – powiedziałam nawet tego nie planując, gdy widziałam panią Becker ostatnim razem. Nie zważałam nawet na obecność jej gościa. Często przychodziła na swoją wystawę. Zmieniała eksponaty, przestawiała, doglądała swoich małych skarbów-wspomnień. Chroniła je przed samotnością. Przyprowadzała różne osoby, pokazywała im wystawę. Opowiadała historie. Przekazywała wspomnienia. Chroniła od zapomnienia. Lubiłam na to patrzeć. Obserwować, jak sama wystawa dopełnia się przez jej obecność. Nagle wszystko stawało się jasne. Kompletne. Dopełnione. Strażniczka wspomnień. Obrończyni małych światów. Będzie mi brakować… Pani Becker zrozumiała.


Kilka kroków w głąb sali, w której znajduje się wystawa, wystarczy, aby odczuć w sobie pierwszą falę niepokoju. Czarne ściany, nieco przytłumione światło, dwie stare szafy wzdłuż głównego przejścia pełne przedmiotów, które z oddali nie dają się jednoznacznie zaklasyfikować, przyczyniając się jedynie do wytworzenia atmosfery miejsca pradawnego kultu i dawno zapomnianych obrzędów. Pojawia się uparta świadomość estetycznego przeżycia, które siłą rzeczy będzie musiało nadejść; świadomość jakiejś formy istnienia kryjącej się w półmroku sali. Pierwsze spojrzenie na wystawę wzbudza napięcie nerwowego oczekiwania na spotkanie z czymś lub kimś; spotkanie, którego absurdalnie pomimo oczekiwania, w ludzkim konformizmie, wolałoby się jednak uniknąć. Nie opuszcza równocześnie przekonanie, że jest już na to za późno.


Rozczłonkowane lalki, poniszczone figurki, martwe zwierzątka, wszechobecne klosze, na pierwszy rzut oka do niczego nie pasujące plastikowe dinozaury. Początkowo poruszam się po tym świecie ostrożnie, z pewnym dyskomfortem eksploracji cudzego terenu, podglądania zakątków czyjejś duszy. Nie ma tu miejsca na sensualny zachwyt nad warstwą materialną dzieł. Zdecydowanie – ta wystawa nie zachwyca wizualnie; jej celem nie jest proste westchnięcie „jakie piękne!”, wręcz przeciwnie: prowadzi do poczucia zniesmaczenia, nie tylko do niej samej, lecz również widza do siebie – cóż za bezczelność wedrzeć się do wnętrza tak intymnego i kruchego świata! Światów. Staram się uporządkować emocje, zrozumieć pierwszą falę niepokoju, która nie potrafi znaleźć swojego racjonalnego wytłumaczenia. Kiełkująca myśl, że ów świat, który początkowo wydawał się czyjś – mnie to nie dotyczy(!) – należy również do nas, przeraża jeszcze mocniej. Można pozostać na tym poziomie interpretacji; okrucieństwo i przemoc, sadystyczne skłonności. Kropka.


Staram się iść jednak dalej. Myślami sięgam do samej artystki: Bogny Becker, absolwentki ASP, wystawiającej swoje prace zarówno w kraju, jak i za granicą. Dopasowuję jej biografię. Przywołuję obraz małej Bogny zafascynowanej warsztacikiem naprawy lalek pana Fileusa na ul. św Marka. Obrazek rozwieszonych kawałków rozczłonkowanych lalek, wszechobecnych haczyków i gumek, musiał pobudzać wyobraźnię małej dziewczynki, stanowiąc pierwowzór magazynu części zamiennych, który odnaleźć możemy pośród dzisiejszych dzieł artystki (Fot.1). Fakt, że miejsca o takim charakterze, zniknęły z mapy dzisiejszego Krakowa pobudza i wyobraźnię widza; warsztacik naprawy – pamiętnik dawnych czasów, kiedy rzecz stanowiła jeszcze wartość.


Fot.1 Magazyn części zamiennych


Rzeczy. W tę właśnie stronę w następnej kolejności skierować się mogą myśli odbiorcy. Wielość rzeczy. Starych i nowych. Dobrze utrzymanych i pozornie absolutnie bezużytecznych. Kolekcjonerstwo. Zbieractwo – jak woli mówić w wywiadach sama Becker. Można by doszukiwać się w tych przedmiotach odbicia rzeczywistości, dawnych czasów, w których istniały warsztaciki naprawy lalek, bo nie do pomyślenia było wyrzucenie rzeczy, którą dałoby się jeszcze naprawić. Można by, ale równie dobrze można doszukiwać się w nich samej właścicielki-zbieraczki. To zbieracz wyznacza zasady kolekcji, odbijają one jego własny świat, jego pragnienia; sam nie wie kiedy emocjonalnie uzależnia się od przedmiotów, stając się częścią swojej własnej kolekcji. To nie kupowanie rzeczy, lecz proces ich adopcji. „(…) one niewątpliwie chcą być moje” – mówi Becker. Od pierwszego wrażenia wystawa emanuje więzią rzecz- artysta, więzią poważną i głęboką, która wyklucza prosty proces twórczy oparty na nabywaniu przedmiotów przez artystkę do potencjalnego użycia ich jako artystyczny materiał. Pierwsza była rzecz, potem zastosowanie. Artystka wprowadza nas w swoje małe światy.


A więc zbieractwo. Zbieractwo, którym mała Bogna zaraziła się od babci. Miłość do sztuki, którą rozbudziła w niej matka. Są jeszcze te niepasujące plastikowe dinozaury (Fot.2). Wulgarnie współczesne, dalekie od zniszczonego piękna ręcznie malowanych lalek. Potwory z „Piekła” Boscha, które tak poruszyły małą Bognę stają się śmiesznymi, plastikowymi dinozaurami. Równie śmiesznymi, jak boschowskie potwory dla nas, potwory niegdyś straszące ludzi obdarzonych przebrzmiałą mentalnością minionych wieków.


Fot.2 Nasz mały wódź


Warsztacik naprawy lalek, zbieractwo, plastikowe dinozaury – próba sięgnięcia do biografii nie tłumaczy niepokoju, który już od pierwszych minut wzbudza w odbiorcy wystawa Becker. U jego podłoża znajdują się lalki – główny motyw wystawy, ich wyrazista obecność. Heimlich.


Lalki. Zawieszone „między żywym i martwym, ruchem i bezruchem”. Obecność nieobecności jak pisze Muniak. Towarzyszki ludzi od zarania dziejów, spełniające najróżniejsze funkcje – od obrzędowych po dekoracyjne. Uniwersalny symbol człowieka, jego doskonały obraz, nieprzemijające odbicie, świadek czasu. I ta powracająca uparta myśl, że nadal tu będą, podczas gdy nas – ich opiekunów – zabraknie. „Boję się, że pewnego dnia będę musiała je opuścić” – mówi Becker o obiektach swojego zbieractwa. Lalki, odbijając obraz nas samych, szydzą równocześnie z ludzkiej śmiertelności.


Nie oznacza to oczywiście, że lalki nie mają swoich śmierci. Śmierci zwielokrotnionych. Będąc martwe, umierają ponownie. Na wystawie Becker odnaleźć można niezliczone przykłady. Jej lalki mają swoje castrum doloris, zamordowanym stawia się pomniki (Fot. 3), zaś martwe próbuje się wskrzeszać prądem elektrycznym. Umierają, choć wydawały się martwe, zostawiają nas tym samym z niewygodnym poczuciem nieokreśloności śmierci, niejasności jej granic, niemożliwości ucieczki. Martwa tancerka pogubiła swoje baletki, potargała tutu, leży nieruchoma z głową odgiętą do tyłu, jakby zamierzała zrobić swoje ostatnie port de bras (Fot. 4). Jej martwota niepokoi, jej śmierć uparcie wskazuje, że aby umrzeć musiała wcześniej żyć. Odnajdujemy tu nawet małą Isadorę D. podczas swojego pierwszego wypadku (Fot. 5). Zaplątała się o karuzelę i połamała nóżki. Musi jeszcze żyć, skoro wiemy, że umrze dopiero w wieku dorosłym uduszona szalikiem zaplątanym o koło samochodu. Wypadek małej Isadory jest antycypacją tego, co nadejdzie. W tym jednak miejscu widzimy wyraźnie lalkę jako symbol człowieka. Odnajdujemy też postać weterana i carewnę o poranku. Człowiek tworzący sobowtóra, lalkę na podobieństwo siebie i swojego życia. Doskonały symbol człowieczeństwa, którego on sam nigdy nie osiągnie.


Fot.3  Pomnik zamordowanych lalek


Fot.4 Martwa tancerka


Fot.5 Pierwszy wypadek Isadory D.


Oglądając wyizolowanie kompozycyjnie, spójne pomimo stanu rozpadu, dzieła Becker pozostaje jednak wrażenie, że jest tu coś więcej. Z całą pewnością mamy do czynienia z lalką w relacji z człowiekiem, lalkę będącą kroniką dziejów ludzkich, wspomnień samej artystki. Pozostaje jednak wrażenie czegoś jeszcze.


„(…) ona nas nie widzi, nie obchodzimy jej, nie istniejemy dla niej” – pisze o lalkach Muniak. Nie istniejemy dla niej. Patrzy, jednak nie widzi, nie dba o nas. Przed oczami pojawiają się obrazy dzieł Hansa Bellmera. Lalki ulalkowione. To nie lalki, które za wszelką cenę starają się upodobnić do człowieka, wręcz przeciwnie: ich lalkowe cechy są zwielokrotnione, podkreślone; pozostawiają widza z poczuciem swojej sztuczności, a poprzez to również irracjonalnej obawy o to, że lalka nas „nie widzi, nie dba o nas”. Małe światy zbudowane pod szklanymi kloszami przez Bognę Becker wywołują podejrzenie istnienia tajemnego życia lalek, zyskania przez nie samodzielności. Lalki – ślady przeszłości, symbole człowieka, pamiętniki dawnych dziejów, zyskują zarazem autonomię, której nie sposób zrozumieć, a którą tym bardziej strach zaakceptować.


Szczególnie zwraca uwagę powracający motyw pątniczek, lalek- pielgrzymów (Fot. 6). O co mogą błagać lalki, pątniczki bez nóżek i główek, nadal dzielnie trzymające stare fotografie, przywołujące obraz dawnych czasów, ludzi, którzy je opuścili? A lalki- męczennicy? Za co mogą umierać?


Fot.6 Pątniczka


Człowiek w swoich antropocentrycznych skłonnościach odniesie obraz do siebie, może nawet posunąć się dalej i posądzić lalkę o marzenia zostania człowiekiem. Czyż nie trzyma fotografii z ludzkim wizerunkiem, czy nie błaga o możliwość, aby choć na chwilę zająć równoprawne miejsce obok swojego właściciela a nawet przejąć jego pozycję? Czy nie gotowa jest za to umrzeć? Czyż nie tak nauczył nas mit o Pigmalionie i Galatei? Lalka stworzona przez człowieka, zajmuje w końcu równoprawne miejsce u jego boku.


Na końcu sali wystawowej odnajdujemy wózeczki z lalkami podpiętymi do układów scalonych – „Zasilana” mówi tytuł, przywołując skojarzenia z ożywionym prądem Frankensteinem. Obok odnajdujemy taką samą lalkę, jednak tym razem już siedzącą (Fot. 7). Czyżby się udało? Martwy krecik na przykrytym koronką łóżeczku również poddany został podobnej próbie – „Daremna próba wskrzeszenia kreta” wskazuje tytuł, nie zostawiając wątpliwości odnośnie efektu eksperymentu (Fot. 8). Czyżby w przeciwieństwie do żywego niegdyś krecika, martwą z samej natury lalkę udało się ożywić?


Fot.7 Zasilana


Fot.8 Daremna próba wskrzeszenia kreta


Czy aby na pewno taki jest ich cel? Czy pątniczki rzeczywiście marzą o tym, aby stać się ludźmi? Lalki Becker są ulalkowione, wydają się żywe na swój własny, niezależny od człowieka sposób; połamane i cierpiące noszą ślady czasu, uparcie prezentując się jako samoistne byty, niezależne od człowieka i jego spraw. Ożywione wszystkim co przeżyły. Patrząc zimnymi oczami z powierzchni swoich połamanych ciał, budzą niepokój, że nic dla nich nie znaczymy (Fot. 9). Mają przecież swoje własne, małe światy pod szklanymi kloszami. Wyspy szklanych kolumn.


Fot.9 Wszystko co zostało


W zetknięciu z wystawą widź zostaje skonfrontowany ze swoim własnym stosunkiem do lalek. Chciałby widzieć w nich swoje towarzyszki, a może jeszcze bardziej swoją własność. Chciałby je posiadać. Lalki z Małych Światów poprzez swoje zniszczenie, poprzez ślad ubiegłych doświadczeń wydają się jednak nosić uparte ślady samodzielności, własnego życia, w które możemy jedynie starać się wniknąć, nieśmiało je podglądnąć. Pozostaje nerwowa próba poszukiwania kontaktu pozbawiona gwarancji sukcesu.


W efekcie przestają być rzeczami, a już przynajmniej na pewno płaskimi obiektami posiadania, do jakich przywykliśmy w czasach, w których zniknęły już wszystkie warsztaciki naprawy lalek. Wystawa Becker nie tylko opowiada ludzkie losy za pomocą lalek, lecz również snuje narrację o wartości rzeczy. O znaczeniu malutkiej główki kotka niemieckiego za złotówkę z pchlego targu. Widź, odkrywając światy swoich wspomnień i dawnych opowieści, zapytać może o małe światy samych lalek. I co by było gdyby one naprawdę o nas nie dbały. Gdybyśmy dla nich nie istnieli. Bo przecież one są, a jakby ich nie było. Albo jakby były gdzie indziej.


Bibliografia:

R. F. Muniak, Efekt lalki. Lalka jako obraz i rzecz, Kraków 2012.

Małe światy. Bogna Becker w rozmowie z Anną Bujnowską, (w:) Katalog wystawy, Kraków 2016.




IMPRESJA

W ten dzień w muzeum było zupełnie pusto. Żadnych zwiedzających. Pomimo braku okien wydawało się ciemniej niż zazwyczaj. Grzmiało.


A ja myślałam o Tobie moja mała tancereczko. Poniekąd stałam się Tobą w tych rojeniach znudzonych z nudy lub burzowego uniesienia; moja twarz stała się Twoją twarzą. Było ciemno. Naprawdę ciemniej niż zazwyczaj. Grzmiało, a Ty leżałaś sobie zupełnie nieruchoma. Odgięta do tyłu w ostatnim port de bras.


Tak bardzo chciałaś być buntowniczką. Ciążyły Ci sztywne, baletowe formy, ciążyły niekończące się sekwencje battement tendu i jete. Irytowało, że pięta zawsze do przodu. A teraz leżysz tu martwa, leżysz jakby Cię ułożyli, jakby upozowali laleczkę-baletniczkę. Ramiona opuść. Brzuch wciągnij. Wyprostuj nogi. Port de bras. Nie podobałabyś się sobie teraz buntowniczko. Już nawet Twoje koleżanki leżą swobodniej, rzucone jedna na drugą. Buciki pogubione. A Ty? Lewa ręka zastygła w drodze do trzeciej pozycji, noga już gotowa do następnego kroku. Czy następny nie miał być arabesque paryska tancereczko? Zupełnie nie udał Ci się ten bunt. Raz. Dwa. Trzy. Piąta pozycja.


Podobałby Ci się może ten epitet „paryska”, ale ja wiem, że urodziłaś się gdzieś indziej. Opera. Balet. Różowe buciczki. Lepszy świat, który tak szybko znienawidziłaś, ale nie było już odwrotu. Miałaś w sobie wolność prowincji. Przestrzeń. A oszukiwałaś się splendorem paryskich form i przepychu, którego chciałaś być częścią. Przegrałaś z samą sobą.


Gdybym Cię zapytała, to musiałabyś przyznać, że czułaś ekscytację, gdy to wszystko się zaczęło. Paryski porządek zburzony pierwszymi grzmotami rewolucji. Wiedziałaś, że coś się zmieni i to Ci wystarczało. Nie dbałaś, w którą stronę będą zmierzać zmiany. Harmonia zniknęła. Drążek o 9 rano stał się fikcją. Liczyły się zmiany. Nie sądziłaś, że Tobie może coś zagrażać. Choć z drugiej strony nigdy nie miałaś w sobie strachu niebycia. Niebycie to wolność. Żaden rytm. Pozycja. Opuszczone ramiona. Gdybyś się teraz widziała znienawidziłabyś się tancereczko. Zastygłaś w pozie jak po męczącym pas de deux. Bezgłośny oddech. Rytm niebijącego serca. Spojrzenie widzów na doskonałym kształcie Twojego ciała. Zastygłaś. A ja jestem Twoim uważnym widzem.


Niebycie to wolność – myślałaś, a zastygłaś dokładnie tak jak na scenie. Wszystko na swoim miejscu. Mięśnie napięte. Przegrałaś. Rewolucja nie przyniosła dla Ciebie żadnych zmian. Było już za późno. Umarłaś w formie. 9. Drążek. Grand jete. Kolana do zewnątrz.


Nigdy się nie dowiesz o tych, które przyszły po Tobie. Isadora D. Buntowniczka jak Ty. Indywidualistka. Podziwiałabyś ją jak boga, gdyby żyła w Twoich czasach. Ale ona też przegrała. Zabiło ją to, co kochała. Zwiewność, która dawała jej poczucie wolności. Pęd powietrza. Prędkość. Chciałoby się mówić o wolności, ale co z małą Isadorą, która leży koło karuzeli. Splątana szalikiem. Nóżki połamane. Pierwszy wypadek. Wolałabyś nie wiedzieć, że nie był on ostatnim. Czy wolność to ta poza, w której przychodzi nam zastygnąć? Czy wolność jest dopiero w bezruchu? Co z szalikiem? Co z nieszczęsnym port de bras? Czy to jest wolność czy tylko o niej śnimy?


pierwotne miejsce publikacji: https://aestheticsland.wordpress.com/2016/06/23/53/

0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page